Kobieta podąża za mężczyzną,
pozwala mu się prowadzić.
Tak samo jak ciało podąża za duszą.
To prawo, które należy respektować i rozumieć jeśli szukamy
zdrowej relacji partnerskiej.
Jednak aby tak się stało, kobieta
musi pozostać kobietą - Istotą eteryczną i uduchowioną.
Mężczyzna zaś mężczyzną-
Istotą mającą cele i wizje jak je osiągnąć a przede wszystkim
zna miejsce docelowe swojej podróży.
Problem naszych czasów polega na tym,
że mężczyźni nie wiedzą czego chcą ani dokąd zmierzają zatem
nie znajdują kobiet dla siebie.
Pozostają bez wsparcia, bez energii.
Nadzy, samotni targani emocjami i żądzami nie dającymi pokrycia w realnych potrzebach ich duszy.
Nadzy, samotni targani emocjami i żądzami nie dającymi pokrycia w realnych potrzebach ich duszy.
Kobiety zaś chcąc ich mniej lub
bardziej świadomie ratować stają się bardziej męskie- twarde,
pozbawione subtelności i agresywnie nastawione na cel. Kastrujące.
Ustalają zasady. Łamią wolę i tak
otępiałych od niemocy samców.
Wtedy powstaje jeszcze większy
galimatias.
Kobieta jest naczyniem.
Została stworzona aby przyjmować energię od mężczyzny i ukierunkowywać ją na światło- wtedy sama staje się drogą i celem.
Została stworzona aby przyjmować energię od mężczyzny i ukierunkowywać ją na światło- wtedy sama staje się drogą i celem.
Wtedy jest dobro i jest miłość.
Mężczyzna ją prowadzi a ona daje mu ciepło i obdarza go troską.
Daje mu siłę, która jest mu potrzebna do kreacji życia i rzeczywistości w której ona mu towarzyszy.
Daje mu siłę, która jest mu potrzebna do kreacji życia i rzeczywistości w której ona mu towarzyszy.
Owocem jest obopólne szczęście i
poczucie spełnienia.
Kiedyś usłyszałam, że poniżające
jest twierdzenie iż kobieta jest naczyniem, uwłaszczające zaś
sprowadzanie jej do roli opiekunki spolegliwej i "bezwiednie
podążającej" dlatego też warto się nad tym dłuższą
chwilę zatrzymać.
Kobieta jest naczyniem ponieważ tak
została stworzona. Jej budowa ciała, rola matki jak i kochanki to
przecież role "przyjmujące".
Nie ma jednak Istoty silniejszej i pełniejszej mocy niż świadoma i przebudzona Kobieta.
Nie ma jednak Istoty silniejszej i pełniejszej mocy niż świadoma i przebudzona Kobieta.
W terminologii tantrycznej czy też
filozofii Tao kobiece narządy nazywane są: komnatą, kwiatem lotosu
i tym podobnie. Te nazwy także obrazują rolę "naczynia
przyjmującego".
Wg mnie to, co fizyczne jest
odwzorowaniem tego, co duchowe.
To, co ukryte wewnątrz- tego, co ukazane na zewnątrz. Jak na niebie- tak i na ziemi.
To, co ukryte wewnątrz- tego, co ukazane na zewnątrz. Jak na niebie- tak i na ziemi.
Dlatego też w rozumieniu duchowym
kobieta także jest "przyjmująca" ponieważ tylko jej
wewnętrzna moc i energia ma siłę stwórczą na tak wysokich
wibracyjnie poziomach.
Mężczyzna zatem potrzebuje KOBIETY
mądrej, świadomej swej mocy, seksualności, kochającej i subtelnej
(nie agresywnej) a jeśli on w swojej mądrości i sile zapewni jej
poczucie bezpieczeństwa jakim jest mocne ramie czyli cel, doskonałe
narzędzia oraz PEŁNE oddanie dla jej miłości i mądrości to jest
WYGRANY na wielu, naprawdę wielu płaszczyznach.
Zyskuje: przyjaciela, matkę dla
swojego potomstwa ( co także jest ważne od punktu ewolucji),
kompana do zabaw- wypraw oraz doskonałą kochankę zawsze gotową na
doznanie pełne intymności i namiętności.
A to wszystko powoduję, że:
1) zachowuje równowagę psychika-
emocje, a co za tym idzie zdrowie fizyczne
2) zyskuje siłę potrzebną do
utrzymania swojej energii, pozostaję samcem ALFA a więc znów
ewolucyjnie wygrywa
3) posiada wszelkie potrzebne zasoby:
mentalne, psychiczne, biologiczne i energetyczne by brać udział w
kreacjach, pracy i uzyskiwaniu narzędzi do osiągania celów
4) ma zawsze dostęp do ciepła ogniska
domowego, gdzie czuje się bezpieczny, bo...jest rozumiany, wspierany
i kochany - odpoczywa i zbiera siłę ...
a kobieta?
...mając przy sobie stabilnego
mężczyznę jest po prostu szczęśliwa. Ma poczucie spełnienia
siebie, bezpieczeństwa i przynależności. Jej siła rośnie,
gdy jest kochana.
Każda z ról, czy to przyjaciółki,
czy też matki/ kochanki wspiera ją i daję przeogromna radość
oraz wewnętrzne spełnienie.
Wdzięczność takiej kobiety to ta
moc, to ten power którego Wam, przede wszystkim Wam mężczyznom
życzę..
Wam Kobietom zaś odnalezienia w sobie
mocy Bogini i wiary w siebie. Nic nie musicie, jesteście wolne i
jakże piękne :)))
Przemyślenia...
Miałam jakiś czas temu telefon od Mężczyzny w mocno młodym wieku: 36 lat. Poprosił mnie
o rozmowę, przepraszając za ten nietypowy dobór czasu ale ma
poważny dylemat i że nie będzie tu przekłamaniem jeśli określi
go mianem "sprawy życia i śmierci.."
I tu rozpoczęła się nasza ponad
godzinna rozmowa.
Otóż ten młody Mężczyzna kilka
tygodni wstecz dowiedział się, że... zostało mu maksymalnie rok
czasu życia. W grudniu oświadczył się swojej dziewczynie,
planowali założenie rodziny...
Zwlekał długo z podjęciem wielu decyzji, chociaż byli parą od ponad 6 lat.
Zwlekał długo z podjęciem wielu decyzji, chociaż byli parą od ponad 6 lat.
Wciąż sądził, że czasu jest tak
wiele a czas młodości zbyt krótki aby wprowadzać w nim "aż
takie zmiany".
Opowiedział mi o swoim życiu,
relacjach, emocjach... Teraz dylematem jedynym jaki ma to czy w te
święta powinien Jej o tym powiedzieć, czy nie...
I jak...
I jak...
Ta rozmowa natchnęła mnie do
przemyśleń o życiu, śmierci, przemijaniu...
O tym, że nie mamy wpływu ani na czas
przyjścia na świat ani na ten, kiedy śmierć puka do naszych drzwi
i zaprasza gestem nieznoszącym sprzeciwu do podróży na drugą
strone osi czasu.
Tak myślę, że nie powinniśmy
niczego odkładać na jutro ani na później. Każda chwila jest
wyjątkowa, dzieje się tu i teraz... Nie ma ani sekundy, która
wydarzyłaby się po raz kolejny... Każde słowo nie wypowiedziane
pozostawia ciszę i niezapełnioną pustkę.
Tyle osób, którym powinniśmy mówić,
że są dla Nas ważni, wyjątkowi... Tyle ludzi, którym warto
powiedzieć, że doceniamy ich za to, jacy są. Tyle kwiatów
sympatii, owoców miłości, które warto rozdzielić pomiędzy tych,
których kochamy.
Nigdy nie wiemy ile zostało Nam czasu,
ani ile czasu mają te osoby o których tak często zapominamy myśląc
On/Ona o tym przecież wie... a gdy przychodzi Żniwiarz zawsze jest
za wcześnie i zawsze nie w porę... Nie ma już możliwości
powiedzieć tego wszystkiego, co głęboko siedzi w sercu...
A przecież codziennie dostajemy
kolejny limit godzin życia. Każdego nowego dnia otrzymujemy szansę
aby uczyć się kochać i mówić o miłości.
Co chwila spotykamy na swojej drodze
ludzi, których warto cenić oraz takich których warto zabrać do
swojego serca.
Każdy z Nas ma koło siebie kogoś,
kto ma szansę stać się kimś bardzo ważnym w Twoim życiu.
Ten Mężczyzna uzmysłowił mi, że
gdy oczekujemy na śmierć przypominamy sobie tylko o samotnych
nocach, gdy nie tuliliśmy bliskiej nam osoby. Powiedział, że
żałuję tych chwil, w których mógł sprawić aby w czyichś
oczach zabłysło światło ale wolał oddać się przyziemnym
działaniom, które teraz i tak nie brzmią, i kompletnie nic nie
znaczą.
Powiedział, że liczył tysiące
pocałunków, których nie złożył na ustach swojej Kobiety, z
pośpiechu, zaniedbania...
Powiedział, że teraz dotyka Ją
częściej chcąc zapamiętać każdy skrawek jej ciała, ciepła i
dobra i prosi Boga by pozwolił mu zabrać te odczucia tam, gdzie
pójdzie... Powiedział jak bardzo boi się samotności i podróży
tam, gdzie droga mu nieznana...
Słuchałam Go i przekładałam
wszystkie Jego słowa na mapę swojego życia.
Przypomniałam sobie jak 6 lat temu
zmarł mój tata. Człowiek o wielkim, dobrym sercu. Mężczyzna,
który uczył mnie stawiać pierwsze kroki, wywoływał i liczył
moje uśmiechy.
Pamiętam te słowa mamy w telefonie i
moment, gdy zobaczyłam go leżącego na podłodze po nieudanej
próbie reanimacji...
Pamiętam te poczucie bólu i pustki na
myśl, że Jego dłonie nigdy nie przytulą, nie pogłaskają mnie po
głowie ani usta, które nigdy więcej nie powiedzą że jestem Jego
małą dziewczynka i że mnie tak bardzo kocha...
Najgorsze jednak było to, że to
JA nie będę mogła już nigdy mu powiedzieć jak bardzo jestem mu
wdzięczna za wszystko, ani jak bardzo go kocham i jak bardzo
potrzebuję.. Jak wiele mam cudownych wspomnień i zamkniętych
szczelnie w swym umyśle i sercu rozmów, wskazówek, uśmiechów i
licznych naszych tajemnic.
Miałam obraz setek niewykorzystanych
chwil, sytuacji aby powiedzieć Tacie jak wiele dla mnie znaczy.
Zrobiłam sobie rachunek sumienia, tak
jest wiele osób których kocham, które są dla mnie bardzo ważne.
Jest wiele osób o których czasami
"nie pamiętam" zabiegana, czasami po prostu za
egoistycznie zamknięta w swym świecie myśli, uczuć, emocji
i emanacji.
Prawdopodobnie każdy z Was ma czasami takie przemyślenia,
każdy z Was ma takich "bliskich- dalekich" ludzi...
Pamiętajcie aby raz na jakiś czas powiedzieć im, jak wiele dla Was znaczą...
Ostatnio będąc na
wykładzie Gerharda Walpera usłyszałam coś przepięknego na temat
miłości i relacji partnerskiej:
"mężczyzna jest połową
człowieka i kobieta jest połową człowieka".
Szukają siebie aby połączyć siebie i stać się całością w pełni" i natychmiast naszła mnie pewna refleksja czy to człowiek się spełnia w miłości czy też miłość w człowieku?
Szukają siebie aby połączyć siebie i stać się całością w pełni" i natychmiast naszła mnie pewna refleksja czy to człowiek się spełnia w miłości czy też miłość w człowieku?
Czy to my szukamy miłości, czy to
może miłość szuka nas aby wypełnić swoje przeznaczenie?
Pobyłam w sobie z tym pytaniem
i..przychodziły do mnie obrazy różnych miłości mojego życia.
Miłości która odnalazła spełnienie
w przyjaźniach, partnerstwie, rodzicielstwie... i szereg emocji z
tym związanych: zauroczenia,uniesienia, poczucie wspólnoty,
lojalności, podniecenia i głębokiego spokoju a także niepokoju,
lęku, odrzucenia i przeszywającego bólu.
Jedna MIŁOŚĆ a tak wiele ma oblicz,
tak wiele od nas wymaga i tak ogromne testy na nas sprowadza.
Jednym razem jesteśmy tak silni w
niej, innym tak mali jak małe są dzieci, gdy patrzą na rodziców i
każdy ich gest jest albo wyrazem miłości albo jej braku. Stąd
pochodzą nasze pierwsze odczucia, lęku i zamknięcia oraz radości
i poczucia przynależności, a więc i otwarcia.
Ja byłam dzieckiem adoptowanym, więc
pomimo że nie pamiętam pierwszych dni swojego życia pierwsze
doświadczenie z energią miłości była... miłość siły która
wprawiła to wszystko w ruch, wielkość biologii i dar losu ponieważ
JESTEM.
To mnie otworzyło- urodziłam się.
Drugim doświadczeniem był rozrywający
ból rozstania, porzucenia który zamyka. Ten ból jednak się
skończył bo dostałam od losu i tej wielkiej wszystkowiedzącej
miłości rodziców, którzy poprowadzili mnie poprzez życie-
poniekąd dali mi je po raz drugi w prezencie. Jakie to wielkie, oni
uczyli mnie miłości- całkiem nieświadomie...
Teraz mam 32 lata. Z perspektywy tych
wszystkich lat życia mogę powiedzieć, że miłość zawsze była
blisko mnie- czułam jej ciepły oddech na swojej twarzy niczym
podmuch letniego wietrzyku.
Dotykała mojego serca i najwyraźniej
mnie lubiła bo przyprowadzała pod bramy mego serca pięknych ludzi.
Doświadczyłam przepięknych
przyjaźni, właściwie nadal ich doświadczam. Są moim ukojeniem.
Niektóre z tych osób widuje bardzo rzadko ale kocham nadal silnie.
Jestem blisko, bo dla duszy i energii nie ma przestrzeni ani czasu...
Byłam też kochana przez mężczyzn do
utraty sił i niejednokrotnie kochałam ich całą daną mi
mocą na tamten czas.
Mam dwóch synów- i tutaj miłość
była łaskawa, bo dusze tych dzieci przepięknie rezonują z moją.
Gdy na nich patrzę widzę miłość w czystej postaci. W nich odnajduję miłość do ich taty a mojego byłego męża.
Była wielka, przyniosła pełną gamę odczuć i emocji za które do dziś jestem bardzo wdzięczna.
Z nim uczyłam się kochać, wybaczać i być pomimo wszystkie te uwikłania naszych rodzin.
To jego obecność w moim życiu otworzyła mnie na więcej miłości, na więcej TAK dla tej ogromnej sił twórczej.
Dziś pomimo, że każde z nas ma swoje życie tą miłość dostrzegam w Jego spojrzeniu i trosce czasami zawoalowanej- ot pokerowa twarz :)
Gdy na nich patrzę widzę miłość w czystej postaci. W nich odnajduję miłość do ich taty a mojego byłego męża.
Była wielka, przyniosła pełną gamę odczuć i emocji za które do dziś jestem bardzo wdzięczna.
Z nim uczyłam się kochać, wybaczać i być pomimo wszystkie te uwikłania naszych rodzin.
To jego obecność w moim życiu otworzyła mnie na więcej miłości, na więcej TAK dla tej ogromnej sił twórczej.
Dziś pomimo, że każde z nas ma swoje życie tą miłość dostrzegam w Jego spojrzeniu i trosce czasami zawoalowanej- ot pokerowa twarz :)
Potem kochałam cztery razy, całą
parą w sercu. Do "nieopamiętania".
Każdym razem ta MIŁOŚĆ brała nas w swe objęcia, nauczała.
Trzymała mocno, aż do momentu aż los się wypełnił. Potem puszczała.
Każdym razem ta MIŁOŚĆ brała nas w swe objęcia, nauczała.
Trzymała mocno, aż do momentu aż los się wypełnił. Potem puszczała.
Były rozstania. Każdy szedł
dalej...sam.
Chociaż nadal mają miejsce w moim sercu i nadal darzę ich miłością.
Nadal czuję ich miłość i głębokie duchowe wsparcie.
Chociaż nadal mają miejsce w moim sercu i nadal darzę ich miłością.
Nadal czuję ich miłość i głębokie duchowe wsparcie.
Los jest taki łaskawy.
Tak bujnie nas doświadcza a miłość? Przychodzi wtedy gdy się jej najmniej spodziewamy.
Tak bujnie nas doświadcza a miłość? Przychodzi wtedy gdy się jej najmniej spodziewamy.
Jest najbogatszym i najpotężniejszym
nauczycielem.
I jak w piosence
Bajora:
http://www.youtube.com/watch?v=prSX7jTNU7Y
powinniśmy przyjąć ją taką jaka przychodzi.
Bo jest idealna ze wszystkim tym, co nam przynosi, czego nas naucza. Idealna, wielka, piękna i bardzo bardzo silna.
http://www.youtube.com/watch?v=prSX7jTNU7Y
powinniśmy przyjąć ją taką jaka przychodzi.
Bo jest idealna ze wszystkim tym, co nam przynosi, czego nas naucza. Idealna, wielka, piękna i bardzo bardzo silna.
Moje doświadczenia nauczyły mnie aby
pomimo tego, co czasami ciężkie pozostawać otwartym i gotowym na
przyjmowanie miłości. Ona tylko czeka...aby wejść w Twoje życie
poprzez serca znajomych, przyjaciół, partnerów i zawsze zawsze
jest obecna w oczach i pełnych zaciekawienia buziach naszych dzieci.
Bert Hellinger pisał o tym, że jest
miłość od pierwszego i od drugiego wejrzenia. Obydwóch
doświadczył każdy z nas.
I tej pełnej pasji, namiętności,
zauroczenia jak i tej drugiej: bogatej, dojrzałej, wymagającej
poświęceń, wyrzeczeń i pracy nad sobą abyśmy pokochali samych
siebie takimi jakimi jesteśmy.
Abyśmy odnaleźli w sobie piękno
bycia tą" połową człowieka" i odnaleźli tę brakującą
cześć siebie w tym drugim...
I...abyśmy w końcu stworzyli
harmonijną pełnię wtuleni w swoje serca a obydwie dusze w siebie
niczym dwie połówki jabłka -połączone- szczęśliwe... Niechaj
miłość się spełnia w nas a my w miłości..
a ja? Ja czuję:
- głęboką wdzięczność za to, że
przychodzi i zostaje..
- wielką pokorę przed jej siłą,
planami których nie sposób przewidzieć....
- ogromną radość, gdy mnie
zaskakuje..
- przeogromny ból gdy odchodzi..
To wszystko łącznie sprawia, że
otwieram na nią swoje serce i przyjmuję ją ze wszystkimi
obliczami, cechami, naukami... z wdzięcznością- którą we mnie
wywołuję, z pokorą której mnie nauczyła, z radościami-
wszystkimi i z tym bólem- z nim szczególnie...
"Jeżeli ktoś nie kocha cię tak
jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego
serca i ponad siły."
- Gabriel García Márquez
Ostatnio dużo kontemplowałam nad
"puszczaniem" tego, z czym zżyliśmy się i bez czego
zaczęliśmy nie wyobrażać sobie życia.
Rozmyślałam nad tematem rozstań, pożegnań i domykania.
Rozmyślałam nad tematem rozstań, pożegnań i domykania.
"Puszczanie wolno" to nic
innego jak uzmysłowienie sobie odrębności.
Partner- pomimo, że nas uzupełnia to
jest całkowicie odrębną jednostką- ma odrębnie funkcjonujące
ciało, swoje myśli, karmę, rodzinę a co za tym idzie całkowicie
inne mechanizmy reagowania i konsumpcji życia.
Żyliśmy bez Niego większość
życia... Może okazać się, że los połączył nas na chwilę jak
pasażerów w pociągu.
Jedziemy kilka stacji razem a potem
jedno z nas...wysiada i idzie dumnie do swojego życia. Czasami
zabiera emocje, idee i przemyślenia ze wspólnie spędzonego czasu
do następnej podróży a czasami one po prostu idą gdzieś w głąb
duszy i tam zostają uśpione...
A więc gdy uzmysłowimy sobie tą
realną odrębność to gdzieś w duszy robimy pierwszy krok do
"uwolnienia".
- Jeśli jesteś tutaj być może
tylko na chwilę to... miło Cię witam... Dzień Dobry! Ugrzej swoje
serce w bliskości mojego. Zamknij oczy i poczuj się bezpiecznie-
ten jeden czas- Ty i Ja-razem... Jeden czas...
Czasami ten "jeden czas" to
miesiąc, czasami rok a bywa że i przeszło połowa naszego życia.
Nigdy nie wiemy jakie plany ma co nas Bóg, miłość i nasze dusze.
Szanujmy zatem ten czas. Delektujmy się nim i celebrujmy każdą
sekundę jakby była tą ostatnią.
To jest właśnie ODPUSZCZANIE, nie
rezygnacja..tylko odpuszczanie.
A co się dzieje, gdy jeden partner
odpuszcza a drugi zaś pełen lęku wykonuje sztuczki alpejskie aby
uwięzić zatrzymać, osaczyć. Jak jego poczucie bezpieczeństwa
wiąże się z zniewoleniem?
- tak jak z miłości zaczynamy chodzić
do wspólnych lokali, upodabniamy swoje gusta kulinarne, mimikę,
gestykulację tak samo z miłości upodabniamy się pod kontem
reakcji, wzorców. Zaczynamy odgrywać nie swoje role. I to wszystko
z miłości- aby głębiej zrozumieć drugą osobę, aby grając w
jej grę ją spacyfikować i złagodzić.
Jednak podświadomie w tej "grze"
zwykle chodzi o władzę. Osoba osaczająca chce zdobyć przewagę
albo materialną, albo psychiczną. Jeśli uda się jej doprowadzić
partnerkę do uzależnienia finansowego lub załamania nerwowego,
depresji to czuje się dopiero wtedy bezpieczniejsza. Czuję że
wygrywa, ma władzę i kontrolę. Ustala zasady gry..
Większość romantycznych historii
tutaj właśnie ma swoje zakończenie.
Jedna osoba staje się katem ( zwykle
udając ofiarę, zdobywając tym sposobem punkty wśród zatroskanych
pseudo znajomych- którzy zwykle są uczestnikami wielu gier życia.
Zasada wspierania opiera się na mechanizmach współodczuwania )
Druga potencjalną ofiarą. Im szybciej
ktoś wyciągnie ją z bagna przeniesionych myśli i emocji partnera,
im szybciej wytrzeźwieje i zajmie pozycje dysocjacyjną, tym
szybciej jest szansa na uratowanie siebie a czasami nawet relacji..
Czasami się udaje miłość a czasami
jest już za późno...
''Temu kto Cię nie szuka, nie zależy
na Tobie.
Ten kto za Tobą nie tęskni, nie kocha Cię.
Przeznaczenie decyduje o tym kto pojawia się w Twoim życiu, ale Ty decydujesz kto w nim zostaje.
Prawda boli tylko raz.
Kłamstwo za każdym razem kiedy je wspominamy.
Ten kto za Tobą nie tęskni, nie kocha Cię.
Przeznaczenie decyduje o tym kto pojawia się w Twoim życiu, ale Ty decydujesz kto w nim zostaje.
Prawda boli tylko raz.
Kłamstwo za każdym razem kiedy je wspominamy.
Są trzy rzeczy które przemijają i nie wracają
nigdy więcej: słowa, czas i szanse.
Dlatego też ceń tego kto Cię ceni i nie przywiązuj dużej wagi do tych którzy traktują Cię tylko jako jedną z opcji."
Dlatego też ceń tego kto Cię ceni i nie przywiązuj dużej wagi do tych którzy traktują Cię tylko jako jedną z opcji."
Szczęście w
miłości - dar, sztuka a może czysta kalkulacja?
Jeśli to dar, to czy jest wpisany w los, czy wypracowany, ot nagroda od dobrotliwego świata?
Jeśli sztuka, to kto jest tu aktorem, a kto reżyserem?
Czy możemy zmienić scenariusz?
Jeśli kalkulacja, to czy dusza umie liczyć?
Jeśli to dar, to czy jest wpisany w los, czy wypracowany, ot nagroda od dobrotliwego świata?
Jeśli sztuka, to kto jest tu aktorem, a kto reżyserem?
Czy możemy zmienić scenariusz?
Jeśli kalkulacja, to czy dusza umie liczyć?
Zarówno jako kobieta, której celem
jest osiągnięcie poziomu miłości pozbawionej uwarunkowań, jak i
terapeutka pomagająca niejednokrotnie odnaleźć odpowiedzi na
dręczące pytania moich (szczególnie) klientek obserwuję...
Obserwuje siebie, moich przyjaciół,
znajomych ich relacje z partnerami, mężami-żonami jak i
kochankami. Obserwuję mężczyzn, kobiety.
Doświadczam w swoim życiu miłości, dobra, czułości i ciepła.
Doświadczam w swoim życiu miłości, dobra, czułości i ciepła.
Wysnuć mogę wniosek, że "Miłość
jest wtedy, gdy ofiarowujemy wolność wyboru".
Bez wolności nie ma mowy o zaufaniu,
radosnym doświadczaniu drugiej osoby.
Brak wolności to lęk, który
manifestuje się na różne możliwe sposoby, np. zazdrość.
Ilu z Was doświadczyło tego lęku?
Myślę, że każdy ma swoją historię.
Z tego lęku rodzi się zaborczość,
koło się zamyka, gdyż zaborczość zabiera wolność i stajemy się
niewolnikami tego, co powinno dawać wielkie pokłady radości,
szacunku i pokory.
Spętujemy się kajdanami zwanymi:
oczekiwania.
Ostatnio byłam świadkiem takiego
wydarzenia, gdzie dwoje kochających się ludzi pogubiło się w
labiryncie oczekiwań.
Dwoje cudownych, ciepłych ludzi, którzy nie potrafili się porozumieć, pomimo iż zdecydowali się na doświadczanie siebie w miłości, akceptacji i szacunku.
Dwoje cudownych, ciepłych ludzi, którzy nie potrafili się porozumieć, pomimo iż zdecydowali się na doświadczanie siebie w miłości, akceptacji i szacunku.
Obserwacja ich bolesnego doświadczania
uzmysłowiła mi, jak wielką rolę pełni w naszym życiu radosne
doświadczanie wolności pełnej szacunku w związkach partnerskich.
Zauważam trzy aspekty:
1/ akceptacja,
2/ konfrontacja,
3/ rezygnacja.
Gdy akceptujemy, to szanujemy drugą
osobę z jej prawem do stylu życia, jego jakości, sposobu ubierania
się, radzenia z problemami oraz drogi doświadczania i poznawania.
Wtedy bycie we dwoje jest wysokojakościowe, gdyż mamy świadomość wyjątkowości drugiej osoby.
Każdy z Nas ma swoją percepcję, czuje, postrzega i kocha na swój sposób.
O naszej wyjątkowości i odrębności mówią nasze linie papilarne,
kod DNA - każdy jest inny.
Zakochujemy się w tej odrębnej wyjątkowości, co się dzieje, gdy nagle chcemy ją zmieniać? Wchodzimy na poziom konfrontacji.
Wtedy bycie we dwoje jest wysokojakościowe, gdyż mamy świadomość wyjątkowości drugiej osoby.
Każdy z Nas ma swoją percepcję, czuje, postrzega i kocha na swój sposób.
O naszej wyjątkowości i odrębności mówią nasze linie papilarne,
kod DNA - każdy jest inny.
Zakochujemy się w tej odrębnej wyjątkowości, co się dzieje, gdy nagle chcemy ją zmieniać? Wchodzimy na poziom konfrontacji.
Czyli same "ale". Kocham
Cię, ale... lub jeszcze ciekawiej:
Jeśli będziesz... to czy owo... to będę Cię kochać.
I czar pryska.
Brak wolności = konfrontacja = niezasługiwanie.
Brak zgody i porozumienia. W jednym umyśle powstaje złość, w drugim zawód, a gdzie podziała się miłość?
Jeśli będziesz... to czy owo... to będę Cię kochać.
I czar pryska.
Brak wolności = konfrontacja = niezasługiwanie.
Brak zgody i porozumienia. W jednym umyśle powstaje złość, w drugim zawód, a gdzie podziała się miłość?
Jak brzmi właściwie zadane pytanie?
Czy potrafisz zaakceptować odrębność własnej partnerki/partnera?
Czy potrafisz kochać bez uwarunkowań dla samej miłości?
Jeśli tak, to patrz:
akceptacja = szacunek = pozwolenie = uznanie = zadowolenie
akceptacja = szacunek = pozwolenie = uznanie = zadowolenie
= spełnienie = miłość
bezwarunkowa
Jeśli nie, to... przechodzimy do
rezygnacji. Odpuszczenie i wolność. Najwyraźniej to nie tym razem,
nie ta osoba. Brak gotowości. Brak winy.
Każdy jest właściwy...
Panta rei - wszystko płynie. To
łacińskie przysłowie dobrze opisuje zmienność świata, który
nas otacza, w którym żyjemy i który usiłujemy objąć naszym
umysłem, przypisać mu zasady, którymi się rządzi, znaleźć
sposób na bezpieczną, budzącą poczucie sensu egzystencję.
I często w pogoni za stworzeniem sobie
stabilnego obrazu świata zapominamy, że życie jest nieustającym
procesem, że wszystko, absolutnie wszystko, jest w ciągłym ruchu,
ulega zmianie. Tak jak nie można dwa razy wejść do tej samej wody
w rzece, tak i my i nasze otoczenie zmieniamy się nieprzerwanie.
Nawyki krytykanta i malkontenta.
I podstawowym krokiem do odnalezienia
wewnętrznego spokoju jest zdanie sobie z tego sprawy i
zaakceptowanie takiego stanu rzeczy. Jest to punkt wyjścia we
wszelkich próbach poprawienia swojego losu, stanu zdrowia, relacji z
ludźmi. Dopiero świadomość, że wszystkie reguły, którymi się
posługujemy, wszelkie przekonania i wierzenia są słuszne tylko w
określonych warunkach i wcale nie muszą obowiązywać w podobnej,
ale jedynej w swoim rodzaju sytuacji, pozwala na elastyczne podążanie
za nurtem życia. Zaakceptowanie życia jako procesu przemian uwalnia
nas od ciągłej walki o utrzymanie status quo. Bo status quo nie
istnieje w przyrodzie, nie istnieje w realnym świecie, może istnieć
tylko w naszym wyobrażeniu o świecie, w naszym pragnieniu
zatrzymania zmian, by uzyskać poczucie, że rozumiemy mechanizmy
życia i jesteśmy przygotowani na stawienie czoła przyszłości.
Ale wtedy wszelkie zdarzenia burzące
nasz wyimaginowany stabilny świat traktujemy jak fatum, grom z
jasnego nieba, niepowodzenie, złośliwość losu. I przy takim
nastawieniu dużo trudniej poradzić sobie z nową sytuacją, z
nieznanymi wyzwaniami, z pojawiającymi się problemami.
Łatwo powiedzieć zaakceptuj sytuację,
w której się znajdujesz, zaakceptuj siebie, swoją rodzinę,
współpracowników..... Co to właściwie znaczy i jak tego dokonać?
Czy ktoś nas tego nauczył i czy my jesteśmy w stanie tę
umiejętność przekazać następnym pokoleniom? Wiadomo, że od
czasu, gdy zwyciężyło myślenie racjonalne, absolutnie wszystko
trzeba udowadniać ściśle i naukowo. Najdrobniejsza niezgodność
jest podstawą do odrzucenia dowodzonej prawdy.
I nauczyliśmy się we wszystkim szukać
niezgodności, rysy, braku, cechy ujemnej, wady itp. Naiwnie
sądziliśmy, że wynajdując minusy wspomagamy siebie i bliźnich w
dążeniu do doskonalenia swoich pragnień, wiedzy i umiejętności.
I jakiż jest efekt tego nastawienia na poszukiwanie niezgodności?
Rzesze ludzi z niskim poczuciem własnej wartości, krytykujących
samych siebie, wynajdujących minusy w bliźnich, sytuacjach
życiowych, nawet w przyrodzie. Doszliśmy do tego, że w radiowych
wiadomościach na temat pogody słyszymy, że niestety dzisiaj jest
zimno i pada deszcz, a jutro spodziewany jest dzień słoneczny i
niestety będzie gorąco.
W każdej sytuacji można znaleźć plusy i
minusy i tylko od nas zależy jak będziemy postrzegać świat. Czy
zaakceptujemy istnienie sił przyrody, które rządzą pogodą czy
też będziemy stale narzekać na niezgodność naszych oczekiwań z
zewnętrznym światem?
Ale właściwie, po co starać się
zmieniać swoje nawyki krytykanta i malkontenta?
Otóż z bardzo
prostej przyczyny.
Nasz sposób myślenia i postrzegania świata
wpływa decydująco na nasz stan wewnętrzny, nasz stan fizjologiczny
a co za tym idzie i na nasze zdrowie. Człowiek, który czy to
głośno, czy po cichu (w duchu) wyraża niezadowolenie, wywołuje w
swoim organizmie stres. Stres objawia się napięciem mięśni. Można
to łatwo sprawdzić przeprowadzając drobne doświadczenie. Z pomocą
palców wskazującego i kciuka zrób dwa oczka łańcuszka (kółko
zrobione palcami jednej ręki przeplata się z kółkiem z palców
drugiej ręki). I staraj się rozerwać łańcuszek równocześnie
myśląc:
O bardzo przyjemnej sytuacji (może o
czymś, co lubisz jeść, może wyobrażając sobie, że słuchasz
ulubionego utworu czy też, że oglądasz wspaniałe dzieła
artysty?),
O nieprzyjemnym zdarzeniu (może
gryziesz zgniły owoc, może ktoś krytykuje ciebie a może oglądasz
ślady zniszczeń na świeżo wymalowanej ścianie?). I sprawdź,
kiedy twoje palce są silniejsze i trudniej rozerwać kółka
łańcuszka, czy gdy myślisz o rzeczach przyjemnych czy o niemiłych?
I zauważ, że zmianę siły twoich mięśni wywołały tylko twoje
myśli. Nic się nie zmieniło w otaczającym cię świecie, zmieniły
się tylko twoje wyobrażenia o nim.
I kolejnym etapem dostrojenia się do
nurtu życia jest zaakceptowanie faktu, że swoim sposobem myślenia
wpływasz na swój stan zdrowia, bo wiadomo, że nawet malutki, ale
długotrwały, stres obniża sprawność ludzkiego organizmu. Skoro
wiadomo już, po co dążyć do zmiany swojego nawykowego sposobu
postrzegania świata, rodzi się pytanie jak to zrobić. Metod jest
tysiące, ale wspólną ich cechą jest to, że trzeba świadomie je
stosować, obserwować zmiany i cieszyć się postępami, nawet tymi
minimalnymi.
Zaakceptowanie stanu, w którym się
znajdujemy powoduje, że możemy zauważać zmiany i mieć powód do
satysfakcji każdorazowo, gdy dostrzeżemy jakiś postęp. Jeżeli
natomiast porównujemy wszystko ze stanem wymarzonym, pożądanym
to.... Przeważnie mamy powód do niezadowolenia, nawet wtedy, gdy
dokonujemy heroicznych wysiłków, by osiągnąć doskonały CEL -
stan idealny, który z samej definicji jest nieosiągalny, bo jako
eksperci od krytykowania na pewno znajdziemy "rysę" na
swoich dokonaniach.
Podam kilka ćwiczeń wspomagających
nas w zmienianiu swojego nawykowego myślenia malkontenckiego. Można
"łapać się" na osądach, które wydajemy widząc mijane
osoby.
Jeżeli np. pierwszą myślą na temat mijanej kobiety było,
„ale ma źle dobrany szalik do płaszcza", skup się na
wynalezieniu trzech cech, które zasługują na podkreślenie..
Może
ładnie chodzi, może uśmiecha się ciepło do ludzi, może ma
ładnie wykrojone usta....?
Zobacz człowieka jako całość - ta
osoba to nie tylko jej ubiór, jej zachowania, to także jej świat
wewnętrzny, cała gama uwarunkowań społeczno-ekonomicznych.
Czyż
źle dobrany (według ciebie) szalik może być podstawą oceny
drugiego człowieka?
A wszak wydając "werdykt" w sprawie
estetyki jej stroju stawiasz się w pozycji sędziego, który na
podstawie nikłych informacji formułuje negatywne opinie o bliźnim
a przy tym pogarszasz swoje samopoczucie, bo negatywne myśli
wpływają na funkcjonowanie twojego organizmu. Ćwicz tak długo, aż
nabędziesz umiejętność wynajdywania zalet w sposób naturalny,
niewymagający ani namysłu ani wysiłku.
Innym ćwiczeniem, które początkowo
może wydawać się trudne, jest wieczorne podsumowanie dnia. Ale,
ale.... Podsumowanie w nowej wersji - znajdź dwadzieścia powodów
do pochwalenia siebie za to jak przeżyłaś/łeś ten dzień. To nie
muszą być osiągnięcia godne nagrody Nobla, wystarczą drobne
szczegóły dnia, z których jesteś zadowolona/y. Może to być
pochwała, za to, że rano sprawnie wstałam z łóżka, że
pamiętałam posolić ziemniaki, że byłam w urzędzie, (do którego
nie lubię chodzić), pamiętałam o imieninach cioci, szef mnie
pochwalił za korespondencję, szybko przejechałam samochodem
zatłoczoną trasę...... To ma być nauka znajdowania pozytywów w
szarej, powszedniej egzystencji, która dzięki takim zabiegom
wkrótce zamieni się w ciekawe, przyjemne życie. Można podnosić
sobie poprzeczkę i w miarę nabywania wprawy zwiększać minimalną
ilość wieczornych pochwał.
Kolejnym "trudnym" ćwiczeniem
może być prawienie ludziom komplementów. Uwaga, uwaga!!! To mają
być prawdziwe, szczere wypowiedzi. Chwalimy te cechy, które nam
naprawdę przypadły do gustu. Jeśli podoba nam się kolor ścian w
koszmarnie (według nas) urządzonym mieszkaniu, to chwalimy kolor
ścian a nie urządzenie mieszkania. Jeszcze większą sztuką jest
reagowanie na komplementy. Mamy taki zabawny obyczaj w Polsce, że
gdy ktoś np. chwali naszą sukienkę, to my odpowiadamy (skromnie),
że ten stary ciuch to pięć lat temu kupiliśmy za bezcen na
wyprzedaży. Być może jest to nawet zgodne z prawdą, ale... Osoba,
która komplementuje nas nie pytała nas o historię sukienki i wcale
nie chce usłyszeć, że jej wyrazy podziwu są bezzasadne i
właściwie nie na miejscu. Zachowując się w ten sposób czynimy
szkody podwójne - po pierwsze psujemy sobie stan wewnętrzny, a po
drugie zniechęcamy do siebie rozmówcę. Właściwe (zdrowe)
przyjęcie komplementu to podziękowanie zań i wyrażenie własnych
powodów, dla których nam też to coś się podoba.. Powracając do
sytuacji z pochwałą sukienki, właściwą odpowiedzią będzie
podziękowanie i dodanie, że bardzo ją lubimy Np. za materiał, bo
jest niezwykle przyjemny w dotyku. Najwdzięczniejszym sposobem
uczenia się akceptacji poprzez znajdowanie pozytywów jest chwalenie
dzieci.
One jeszcze nie nauczyły się
zaprzeczać prawdzie i psuć sobie humor narzekaniem i w bardzo
wdzięczny i naturalny sposób reagują na nasze "zdrowe"
zachowania. Po prostu czując się akceptowane, stają się promienne
i twórcze.
Te ćwiczenia dostrzegania pozytywów
mają przywrócić nam zdolność pełniejszego wglądu w siebie
samego, drugiego człowieka i sytuacje życiowe. Mając pełen zakres
danych jesteśmy w stanie lepiej ocenić człowieka czy sytuację i
reagować sensowniej i zdrowiej. Weźmy "pod lupę" typowe
problemy małżeńskie. Ludzie poświęcają tyle energii i zdrowia
na walczenie o drobiazgi, na awantury o niezakręconą tubkę pasty
do zębów, o porzucone na podłodze skarpetki, o spóźnienie. I
widzą potem partnera jako bałaganiarza, osobę spóźnialską, na
której nie można polegać. A zapominają, że jest dobrym
człowiekiem, że opiekuje się rodziną, poświęca w pracy dla
dobra innych....Jedynym momentem, kiedy skupiamy się naprawdę na
ludzkim obliczu bliźnich, to mowy nad grobem nieboszczyka. Wtedy
okazuje się, że prawie każdy był za życia oddaną, kochającą
na swój sposób osobą. A czy nie byłoby rozsądnym dostrzec to za
życia i dać temu wyraz słowem i gestem? Ale tego potrzebujemy się
stale uczyć. Potrzebujemy zrozumieć i zaakceptować odmienność
każdego człowieka, jego sposobu myślenia, reagowania
emocjonalnego, przekonań. Każdy człowiek jest niepowtarzalną
jednostką, swoiście ukształtowaną przez geny, rodzinę,
społeczeństwo i koleje losu, jakie były mu pisane. Każdy odebrał
odmienne wychowanie i inne rzeczy uważa za normalne. Rzadko
zastanawiamy się nad tym jak dalece to, co dla nas jest normą, dla
innych jest nie do przyjęcia. Wystarczy przyjrzeć się obyczajom
panującym wśród ludzi różnych kultur. U Mongołów do dobrych
obyczajów należy czkanie przy posiłku. Hawajczycy na powitanie
stykają się nosami, aby wziąć oddech tym samym powietrzem.
Wielożeństwo jest naturalne u Muzułmanów. Zdanie sobie sprawy z
tego, że dla mnie inne sprawy są ważne niż dla innych ludzi,
znacząco wpływa na sposób współżycia z innymi. Jeśli pragnę,
aby świat był urządzony zgodnie z moimi pragnieniami i pomijam
potrzeby innych ludzi, to, dlaczego oczekuję, że inni będą
respektowali moje?
Zaakceptowanie swoich potrzeb i
zaakceptowanie, zrozumienie motywów działań innych ludzi przenosi
odpowiedzialność za realizacją moich pragnień na mnie. W moim
myśleniu skupiam się wtedy na znajdowaniu sposobów osiągnięcia
tego, co jest moim celem a nie na oczekiwaniu od otoczenia, że
zafunduje mi właściwe rozwiązania, co rodzi rozczarowanie i
frustrację, gdy tego nie zrobi.
Aby zaakceptować siebie trzeba siebie
poznać. Poznanie siebie wymaga odwagi, ponieważ nauczyliśmy się
pokazywać światu maskę a nie swoje prawdziwe wnętrze.
Stworzyliśmy pewien obraz siebie i chcemy, aby świat nas takimi
widział. A poznanie siebie odsłania nasze jasne i ciemne strony.
Poznanie siebie można przeprowadzać w formie ciekawej podróży do
wnętrza nieznanej istoty. Można zacząć od wypisania sobie
wszystkich swoich talentów i stron jasnych. Dopiero w drugiej
kolejności wypisujemy strony, które mniej nas satysfakcjonują.
I... Badamy, w jakich sytuacjach te ciemne strony stają się naszym
atutem, kiedy możemy je z czystym sumieniem wykorzystać. I nagle
ciemne strony nas zaczynają pełnić użytkową rolę bardzo
przydatną w określonych warunkach. Potem możemy zająć się
naszymi jasnymi stronami duszy i odkryć, w jakich okolicznościach
stają się one nieprzydatne a czasami nawet naszą zmorą. I nagle
odkryjemy, że wszystko w nas pełni swoją funkcję, tylko przez
nieuważność stosujemy nasze możliwości w niewłaściwym
kontekście. I takie przyjrzenie się sobie pozwala zaakceptować
swój potencjał i korzystać z niego w sposób bardziej świadomy,
bardziej celowy. Poznanie swoich zalet i wad i potraktowanie ich jako
potencjału, który jest zawsze pozytywnym zasobem, jeśli korzysta
się z niego właściwie, pomaga zrozumieć i zaakceptować drugiego
człowieka.
Dopiero, gdy nauczymy się zarządzać
własnymi zasobami, dojrzejemy do możliwości wywoływania
pożądanych zmian w innych ludziach. I nie będzie to już myślenie
"jak podporządkować" drugiego naszej wizji świata, ale
raczej skupienie się na tym, w jak najlepszy sposób można
wykorzystać potencjał drugiego człowieka dla dobra jego i innych.
A to jest myślenie twórcze,
prowadzące do rozwiązania "problemu", podczas gdy
koncentrowanie się na podkreślaniu wad i walczenie z nimi jest mało
skuteczne a za to mocno nieprzyjemne (szkodzące zdrowiu) dla
wszystkich biorących w tym udział.
Akceptacja siebie i otoczenia jest dużo
łatwiejsza, jeżeli człowiek ma sprecyzowane cele, do których
dąży. Wiedząc, dokąd zmierzamy łatwiej nam ocenić czy coś, z
czym spotykamy się w życiu sprzyja realizacji naszych planów czy
też ją utrudnia. Jeżeli moje ułomności nie utrudniają mi
podążania do celu, to nie ma powodu, aby się nimi zajmować.
Podobnie z tak zwanymi wadami bliźnich. Jeżeli dziwactwa partnera
nie kolidują z realizowaniem wyznaczonego sobie zadania, to nie
spędzają nam one snu z oczu.
I tutaj pojawia się prawdziwie bojowe
zadanie dla każdego z nas. Jeżeli zadamy sobie pytanie, czego chcę,
do czego dążę, jakie są wartości, ku których realizacji w moim
życiu zmierzam, to..... Odpowiedź statystyczna jest informacją,
czego nie chcę doświadczać w życiu lub też cel jest wielce
abstrakcyjny jak Np. chcę w życiu miłości. A dopiero cel
sformułowany pozytywnie, w pierwszej osobie i na tyle jasno, że
jego zrealizowanie będzie łatwo dostrzegalne, może służyć nam
jako drogowskaz przy podejmowaniu życiowych decyzji.
Gdy zajmujemy się akceptacją, musimy
wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt - kto decyduje o tym czy coś
jest godne zaakceptowania czy nie. Żyjemy pod straszliwą presją
środków masowego przekazu, które rządzą się prawem korzyści
materialnej a nie społecznej. Słyszymy w radio, oglądamy w
telewizji, z plakatów i reklam dowiadujemy się, że jesteśmy
nikim, jeżeli nie wejdziemy w posiadanie..... I tu wymieniane są
atrybuty człowieka sukcesu. W wyniku takiego bombardowania
informacjami mającymi nas zachęcić do wydania pieniędzy na
reklamowane dobra, każdorazowo, gdy nie podporządkowujemy się
zaleceniom reklamowym, możemy odczuwać dyskomfort, czuć się
niepełnowartościowymi członkami społeczeństwa.
Wyjść z tej matni jest kilka. Można
nie oglądać TV, nie słuchać radia. Można bawić się w
znajdowanie w reklamach absurdu, elementów manipulacji,
naiwności....Ale naprawdę skutecznym sposobem jest świadome
ustalenie, co jest dla mnie wartością, na czym mi w życiu zależy,
co się dla mnie liczy. Wtedy stajemy się "nieprzemakalni"
dla reklamy. Jeżeli np. naszym priorytetem jest zdrowy styl życia i
postanowiliśmy poruszać się jedynie z pomocą roweru i państwowych
środków lokomocji, to przestajemy być wrażliwi na wszelkie
reklamy samochodów. I nie boli nas, że nie stać nas na nowy model
"superstrzały".
Jeżeli również odżywiamy się
naturalnie, to wszelkie zachęty do kupowania "najnowszych
nowości" o niezwykłym smaku (identycznym z naturalnym) nie
robią na nas wrażenia. I chociaż może początkowo uwolnienie się
spod presji mody, mediów wyda się zadaniem karkołomnym,
samopoczucie człowieka, który wie, czego pragnie i jak to
realizować, wynagrodzi włożoną w ten proces pracę.
Wściekła gonitwa ludzi za
dostosowaniem się do obrazu człowieka sukcesu kreowanym przez świat
biznesu prowadzi do wiecznego nienasycenia i braku zadowolenia,
ponieważ nigdy nie będziemy w stanie spełnić wszystkich
zewnętrznych oczekiwań.
Dla akceptacji siebie i otoczenia
niezwykle ważne jest, aby punkt odniesienia znajdował się wewnątrz
nas i abyśmy sprawowali nad nim czujną kontrolę. Przez czujną
kontrolę rozumiem świadome dostosowywanie swoich wartości i
przekonań do zmieniających się warunków zewnętrznych, aby nie
popaść w konserwatyzm, nie zeskorupieć w swoim systemie. Życie
jest procesem i wymaga od nas elastyczności w każdej dziedzinie.
Właściwie, aby móc powiedzieć o sobie, że akceptujemy bieg
życia, musimy zgodzić się na nałożenie na siebie obowiązku
rozwijania swojej wiedzy o psychice człowieka, o jego rozwoju
fizycznym i intelektualnym, o mechanizmach oddziaływania rodziny i
społeczeństwa na jego osobowość. Po prostu wymagana jest od nas
ciekawość poznawcza, chęć badania niezrozumiałych dla nas
mechanizmów, zapoznawanie się ze źródłami problemów by móc je
twórczo rozwiązywać. I jeżeli ten "obowiązek"
połączymy z ciekawością i zaangażowaniem, nasze życie będzie
interesujące i pełne zrozumienia.
Akceptacja ma jeszcze jeden wymiar, o
którym mówić jest najtrudniej. Jest to zgoda na los, na warunki, w
jakich przyszło nam żyć. W tej zgodzie na los nie może być
rezygnacji, poddania nieuchronności nieszczęścia. W tej zgodzie
musi być trzeźwa ocena sytuacji i określenie na ile jestem władna
wpłynąć na swoją egzystencję, a co jest czynnikiem, który mogę
poprawić, zmienić, wyeliminować tylko w małej części.
Zaakceptowanie stanu wyjściowego jest bazą dla poszukiwania
rozwiązań. Jeżeli np. ktoś z przyczyn niezależnych od siebie nie
odebrał wykształcenia, nie zdobył zawodu, to albo zaakceptuje ten
stan rzeczy i zacznie myśleć, co z tym zrobić, jak nadrobić
braki, jak wykorzystać przyrodzone zdolności, albo nie zaakceptuje
swojej sytuacji i stanie się ofiarą losu, pechowcem, człowiekiem
unieszczęśliwionym przez czy to rodziców, czy społeczeństwo czy
też Pana Boga. Żadna z tych opcji nie wspomoże delikwenta w drodze
do osiągnięcia stanu zadowolenia, gdyż swoją energię będzie
trawił na obwinianie innych, użalanie się nad sobą a nawet na
branie odwetu na otoczeniu za swoje niezawinione "upośledzenie".
I prawdą będzie to, że niekorzystna sytuacja jest niezawiniona,
natomiast szkody wyrządzane sobie i/lub otoczeniu będą efektem
własnego wyboru.
Jak można pomóc sobie i innym, którzy
nie godzą się na swój los? Można wskazywać na ludzi, którzy
potrafili odmienić swoje życie pomimo niesprzyjających warunków.
świetnym przykładem są bliźniacy - synowie alkoholika. Jeden
popadł w alkoholizm i pytany, co jest tego przyczyną tłumaczył to
tym, że miał ojca alkoholika. Drugi nie pił i wiódł życie
człowieka pracowitego i szczęśliwego i uzasadniał swoje
postępowanie tym, że przecież miał ojca alkoholika. Decyzja, co
zrobimy z tym, co mamy, należy do nas.
Podsumowując, zachęcam wszystkich do
zwrócenia uwagi na pojęcie akceptacji i do przyjrzenia się swojemu
życiu i ocenieniu na ile świadomie żyjemy, ile energii wkładamy w
lepsze poznanie i zrozumienie świata a ile w obarczanie go winą za
nasze niepowodzenia. I.... Wiedząc, na czym stoimy, zacznijmy
zmieniać siebie a za takimi zmianami podążą zmiany w naszym
otoczeniu.
Jest czas, gdy coraz więcej ludzi
poszukuje różnych dróg rozwoju duchowego. Przyczyny są rozmaite.
Pomijając globalne zmiany energetyczne na poziomie planetarnym,
które są z pewnością główną przyczyną, jednak przez wielu
niedostrzegalną i nieuświadomioną, istnieją te, które każdy z
nas odnajduje w swym życiu. Generalnie to wewnętrzny ból,
dyskomfort życia czy trudne doświadczenia są motorem do
zastanowienia się nad sobą i własnym istnieniem.
Istnieją różne religie, kierunki,
dogmaty, wiele szkół, nauczycieli, mistrzów, wprowadza tu sporo
zamieszania, ale i umożliwia wybranie tego, co sercu najbliższe.
Możemy skorzystać z tej różnorodności i jest to wspaniałe, że
mamy obecnie tak powszechny dostęp do tej wiedzy.
Czasami zdarza się jednak, ze ta
rozmaitość powoduje trudność w wyborze.
Poszukujmy, to nasze prawo i przywilej,
możliwość wyboru, rozpoznania, praktyki.
Mijają lata, wielu nie osiąga zadowalających rezultatów.
Lata medytacji, nauki, nie przynoszą
radości istnienia, zrozumienia. Nie jest to oczywiście
regułą, ponieważ, na szczęście wielu jest i takich, którzy
słuchając wewnętrznego głosu podążają w kierunku, który
umożliwia osiągnięcie zadowolenia i spełnienia. Dlaczego jednym
udaje się, natomiast innym nie? Czy oznacza to, ze jest jeden,
słuszny kierunek, który doprowadzi nas do wiedzy, samorealizacji?
Nie. Do celu może doprowadzić nas każda droga, oparta na miłości,
szacunku dla siebie i innych, zrozumieniu, tolerancji, jednak nie ta
droga jest najważniejsza, a sposób, w jaki ją rozpoczynamy.
Co powinniśmy zrobić na początku
naszych poszukiwań, jakie działania podjąć, aby dalsza nauka
miała jakikolwiek sens, aby przyniosła oczekiwane rezultaty?
Pierwszą i zasadniczą sprawą jest
wybaczenie.
Wybaczenie, powoduje oczyszczenie z negatywnych
emocji.
Uwalnia od wszelkich destrukcyjnych uczuć: lęku, złości,
nienawiści, pogardy, ale i poczucia skrzywdzenia, bycia ofiarą,
bezsilności itd., aby zrobić miejsce na inne energie, budujące
nowego, silnego duchowego, pięknego, kreatywnego człowieka.
No tak, powie ktoś, przecież to
oczywiste, ale czy na pewno? Jak wielu, z poszukujących Boga, od
tego zaczęło swoja drogę? Być może słyszeli, że to konieczne,
nawet zdecydowali się i powiedzieli to magiczne słowo wybaczam, ale
czy przyniosło im ono spokój ducha, wyciszenie, prawdziwe
uwolnienie?
Bardzo często spotykam się z
niewłaściwym pojęciem słowa wybaczenie, bo tak naprawdę niewielu
zastanawia się dogłębnie nad tym procesem.
Na jednym z seminariów pojawiła się
kobieta, która miała traumatyczne doświadczenie w dzieciństwie.
Korzystała z pomocy wielu terapeutów, bez skutku. Słyszała
niejednokrotnie – wybacz, jednak nie wiedziała jak to zrobić.
Złościła się, bo nie mogła
zrozumieć, jak może wybaczyć dokonane krzywdy.
Po prostu wybacz – słyszała, ale
nikt nigdy nie wytłumaczył jej, na czym polega wybaczenie. Wydała
sporo pieniędzy na terapie, pomoc, porady, jednak ból i wściekłość
na oprawcę pozostały.
Czym jest w takim razie wybaczenie? –
zapytała, kiedy spotkałyśmy się.
Zrozumieniem – tylko tyle.
Wybaczenie, to zrozumienie.
Jeśli zrozumiesz powody agresji,
zadawania bólu, krzywdy, wówczas będziesz potrafiła wybaczyć.
Czy można jednak zrozumieć, patrząc
jedynie na ziemskie, materialne przyczyny wydarzeń?
Z pewnością nie.
Aby pojąć cały sens danych wydarzeń,
zrozumieć je, należy przypatrzyć się im z duchowego punku
widzenia. Spojrzeć z pułapu nieśmiertelnej duszy.
I tak zrobiłyśmy. Długo tłumaczyłam
jej zależności, przyczyny, dla których agresor pojawia się w
życiu ofiary, pokazałam, że tak naprawdę często jest to
przysługa, choć może to wydawać się paradoksem.
Nie potrafiła tego najpierw zrozumieć,
ale przemyślała moje słowa, a ja nie ustawałam w tłumaczeniu.
Nie jest łatwo, będąc w ogromnym bólu i lęku zrozumieć, i
wybaczyć, jednak udało się. Podczas tego jednego spotkania dokonał
się proces uwolnienia od trwającego kilkadziesiąt lat lęku.
Wystarczyło zrozumienie i chęć
uwolnienia.
Pojęła, że sama przyciągnęła do
siebie te doświadczenia, że tkwił w niej lęk i strach, zanim
spotkała tamtego człowieka, a on uwolnił tylko to, co głęboko
zalegało w jej podświadomości. Okazał się swoistym, choć srogim
nauczycielem.
Z powodu tego doświadczenia przeżyła
wiele lat piekła, ale gdyby zrozumiała przyczyny całej sytuacji
wcześniej, uwolnienie przyszłoby już dawno...
A gdyby nie było w niej lęku, obawy,
gdyby już w poprzednich wcieleniach odnalazła swą nieśmiertelną
duszę, do tego spotkania z „oprawcą – nauczycielem” po prostu
by nie doszło.
Czym więc jest wybaczenie?
Prawdziwe
wybaczenie jest rozumieniem, dlaczego wydarzają się bolesne
doświadczenia.
Jaka jest przyczyna i czy można
uniknąć takich traumatycznych, przynoszących ból wydarzeń?
Powodem większości takich sytuacji
jest wzorzec, który zalega w naszym ciele energetycznym. Powstał on
w obecnym życiu, najczęściej w dzieciństwie, lub przechodzi
poprzez wieki (inkarnacje) zbierając i zapisując wszystkie nasze
doświadczenia. Są one umieszczone w naszej podświadomości i
stanowią o sposobie rozpoznawania świata zewnętrznego. Jeśli np.
w jednym z poprzednich wcieleń matce zmarło dziecko, co było dla
niej trudnym przeżyciem, to w tym wcieleniu będzie obawiała się
bardziej niż inni, o zdrowie swego potomka. Może to przyjąć nawet
formę obsesji.
Jeśli w przeszłości, innym życiu
kobieta została zgwałcona, będzie podświadomie obawiała się nie
tylko takiego czynu, ale i mężczyzn. Będzie odczuwała do nich
niechęć, złość, nienawiść.
Mężczyzna, który został zdradzony,
będzie podejrzewał o to swoją obecną żonę, choć ona nie musi
dawać mu ku temu żadnych powodów.
Kobieta, która doświadczyła w
poprzednich inkarnacjach „życia ofiary”, była bita i poniżana,
będzie obawiała się tego w obecnym życiu i poprzez to będzie
przyciągała kolejnych oprawców by wreszcie się uwolnić od lęku
lub/i uzależnienia od przyciągania takich osób.
Tamte wydarzenia sprzed wieków zostały
zapisane tak głęboko, że zupełnie nie zdajemy sobie z nich
sprawy.
Nie uznajemy ich, bo nie wiemy o nich,
ale one jak trucizna zalegają w naszym ciele i dają o sobie znać
właśnie poprzez spotykające nas doświadczenia.
Bez uświadomienia tych negatywnych
wzorców, żyjemy według nich, dopóki nie wydarzy się coś, co
wstrząśnie nami i pozwoli wyrwać się z ich wpływu. Często
jednak, głusi na wołanie duszy, brniemy w takie doświadczenia,
zupełnie nie zastanawiając się na ich prawdziwymi przyczynami.
Przeżywamy życie uśpieni, w bólu i rozpaczy, a gdy przychodzi
starość nienawidzimy samych siebie i wszystkich wokół za
zmarnowane życie, lub poszukujemy Boga i miłości, ale w poczuciu
bycia ofiarą.
Przyciągamy do siebie takie energie,
jakie zalegają w naszych ciałach, na zasadzie podobieństw. Jeśli
w kobiecie jest lęk przed mężem pijakiem, wyjdzie za mąż za
człowieka, który jest, bądź będzie w takim nałogu. Jeśli nie
tej zależności, obarczy winą swego męża i nawet, jeśli odejdzie
od niego, następny partner również będzie powielał ten wzorzec,
bo kobieta będzie przyciągała takie same energie.
Jeśli będzie w mężczyźnie głęboko
skrywana obawa przez zdradą, mająca swój początek w
doświadczeniach poprzednich żywotów, przyciągnie on kobietę,
która powieli ten wzorzec. Czasami będzie on wynikiem jej
doświadczeń inkarnacyjnych, kiedy indziej mężczyzna niejako
przymusi ją, aby wypełniła ona jego obawy.
Czy taki człowiek, który gra rolę,
jakiej oczekujemy (podświadomie) jest kimś złym? Jak go nazwać?
Czy jest przypadkowym, nasze spotkanie z nim?
Jeśli przyczyna leży w nas, w naszym
ciele energetycznym, poprzednich żywotach, to czy człowiek, który
jest przez nas przyciągany jest naszym katem, oprawcą?
Dlaczego się pojawia?
Jest naszym nauczycielem.
Pojawia się
w naszym życiu, abyśmy przyjrzeli się sobie.
Część II
Przyciągasz to, co jest w Tobie
Jeśli masz lęk przed biedą,
przyciągniesz ją, jeśli jesteś słaby, przyciągniesz sytuacje, w
których będziesz prześladowany, wykorzystywany. Generalnie, to co
zalega w Tobie, przyjdzie do Ciebie, po to, byś zobaczył siebie,
swój obraz, swoje lęki.
Dlaczego tak się dzieje? Czy nasza
dusza musi nam sprawiać tyle bólu, dając trudne doświadczenia?
Doświadczamy tych sytuacji nie dla
bólu, a dla uwolnienia.
Jak inaczej moglibyśmy uwolnić się
od nich?
W swej boskiej doskonałości dusza
dąży do całkowitej wolności od wszelkiej obawy, lęków,
niedoskonałości. Jak ma nam powiedzieć, co mamy do oczyszczenia,
uwolnienia, przepracowania?
Ten sposób jest najbardziej widoczny i
prosty do zrozumienia, najlepszy, choć często bolesny.
Nauka, którą oferował nam Jezus, i
inni Nauczyciele, przekazuje nam wiedzę o naszej doskonałości,
nieśmiertelności, uczy, abyśmy
wyzbyli się małości i lęku. Czy słuchamy jej? Nie - dlatego
doświadczamy.
Spotykamy nauczycieli, którzy często
są przez nas uznawani za złych ludzi, ponieważ zadają nam ból...
Są oni jednak naszymi nauczycielami.
Pokazują nam – zobacz, jest w tobie lęk, przyjrzyj się mu.
Czasami zadają nam dokuczliwy ból i
niejednokrotnie powtarza się on dopóki nie zrozumiemy swej duchowej
istoty i nie odnajdziemy siły, jaka drzemie w naszym wnętrzu.
Później
sytuacja zmienia się, następuje uwolnienie.
Jeśli nauczymy się siły, podejmiemy
odważnie wyzwanie, zrozumiemy swą nieśmiertelność, odrzucimy
wszelki lęk, dalsza nauka nie będzie potrzebna.
Nauka trwa, dopóki jest potrzebna, aż
uczeń nie pojmie jej i nie przyswoi.
Jeśli chcemy żyć w pełni wolni od
wszelkiej manipulacji, lęków, bólu, izolacji, smutku, musimy
zrozumieć lekcję i powiedzieć – dość, nie chcę już tak żyć,
czas na nowe, radosne, twórcze istnienie.
Doświadczenia, które dotychczas
przysparzały Ci tyle trosk, były wynikiem programów zalegających
Twoje ciała energetyczne. Jeśli zrozumiesz je i uwolnisz, odejdą.
Znikną przyczyny i skutki.
Jeśli zrozumiesz przyczyny swych
negatywnych problemów, będziesz mógł pozbyć się ich.
Jak można to zrobić, czy wystarczy
powiedzieć – dość?
O tym za chwilę, teraz zastanówmy się
nad naszymi „oprawcami.”
Co czuje kat? Czy łatwo jest być
takim nauczycielem?
Nie, nie jest to łatwe. Na poziomie
ducha, przyjęcie roli ciemiężyciela jest bardzo trudne. Taka dusza
bardzo ciężko to znosi. Odegrać role „złego” łatwo jest w
filmie, ale nie w życiu, gdzie w grę wchodzą uczucia.
Kto jednak ma zagrać tę rolę? Jest
to niewdzięczne zadanie, ale aby przedstawienie mogło trwać, aby
mogło dojść do oczyszczenia, rozwoju, ktoś musi to zadanie
wypełnić.
Czy człowiek, który odgrywa taką
rolę zdaje sobie z niej sprawę? Czasami tak. Jest to wówczas
jeszcze trudniejsze - ma wyrzuty sumienia, często nie może sobie z
tym poradzić.
Gdy nie ma świadomości wykonywanej
pracy, a jest tak w większości przypadków, też jest trudno tak
żyć. Taki człowiek czasami wykonuje również pracę dla siebie,
dla swego wzrostu, bo ten nie następuje jednopoziomowo.
Wykonywanie takiej niewdzięcznej roli
nigdy nie daje radości i im szybciej ofiara wyrwie się ze swego
uzależnienia, tym szybciej dręczyciel, będzie mógł zagrać inną
rolę.
Czasami takie układy ofiara – kat,
mają inne źródło i są wynikiem wyrównywania karmy. Ty zrobiłaś
coś „złego” zadałaś komuś ból, teraz musisz doświadczyć
tego. I czasami właśnie takie relacje poznajemy. Być może
dręczyliśmy swoją rodzinę w poprzednim żywocie, teraz to my
jesteśmy ofiarą swej rodziny. Czy chodzi tu o zemstę? Nie! To
sprawa wyrównania energii. Co to znaczy?
Jeśli zrobiliśmy coś, co sprawiło
innym ból, jest to zapisane w naszej aurze i tkwi tam niczym zadra.
Musi to zostać oczyszczone, aby nastąpiło tzw. wyrównanie
energii. Niektórzy nazywają to karmą.
Może to nastąpić poprzez odkupienie
winy, to znaczy, że będziemy musieli doświadczyć tego, co
zrobiliśmy, czyli ból za ból. Na zasadzie zrozumienia, abyśmy
mogli przyjrzeć się całej sytuacji z drugiej strony - np. jesteś
rasistą, doświadczysz życia ofiary rasistów, bijesz – będziesz
bity, zgwałcisz – zostaniesz zgwałcony.
To zobowiązuje również naszą ofiarę
do odegrania roli dręczyciela, więc nie jest to przyjemne dla niej,
choć wydaje się sprawiedliwe.
Może jednak stać się inaczej bo:
„nad prawem karmy (losu) jest prawo łaski”.
Oczyszczenie, uwolnienie może nastąpić
w inny sposób, poprzez wybaczenie...
Bez względu na pozycję, przyczynę,
dla której nasz prześladowca odgrywa swą rolę, nie jest to
doświadczenie przyjemnie ani dla nas, ani dla niego.
Przyjrzyjcie się swym nauczycielom,
zrozumcie naukę, jaką Wam niosą i podziękujcie im za to. Nie
tkwijcie dłużej w trudnej sytuacji, bo nie jest ona przyjemna dla
żadnej ze stron i jak najszybciej wyrwijcie się z tego
uzależnienia. Co można zrobić, czy można tego uniknąć, jak się
oczyścić?
Jest jeden sposób – wybaczenie.
Zrozumiałaś już, dlaczego następują
w twoim życiu trudne wydarzenia, oraz to, że nie warto ich dłużej
zatrzymywać i że to tylko ty
decydujesz o czasie ich uwolnienia – teraz możesz zrobić tylko
jedno.
WYBACZYĆ
Jak to zrobić?
Możesz przeprowadzić rytuał
wybaczania.
Generalnie w takim procesie chodzi o
to, by wezwać swego dręczyciela i zobaczyć w nim świetlistą
postać, duchową istotę, która, tak jak i my podąża drogą
wzrostu i zrozumienia.
Jest jak małe dziecko poszukujące
miłości matki, ciepła i bezpieczeństwa. Aby osiągnąć ją musi,
tak jak i ty przejść wiele różnych dróg poznania. Jest jak i ty
pełna lęku, bólu, pozostałości po wielu wcieleniach. Zobacz w
nim swego brata, iskrę boskiej miłości podążającą drogą do
Ojca.
Jeśli dokonasz wybaczenia, uwolnisz
zarówno siebie, jak i jego od całej sytuacji w obecnym życiu oraz
od konieczności ponownych narodzin i „przerabiania” tej samej
trudnej lekcji.
Często sytuacja zmienia się w krótkim
czasie.
Czujemy się jacyś lżejsi,
radośniejsi, odważniejsi, po prostu szczęśliwsi.
Uwolniliśmy
nie tylko siebie, oczyściliśmy nie tylko swoje ciało energetyczne,
ale i naszego „kata – nauczyciela”. To wielki dar dla niego.
Jeśli pomimo to, On nie zmieni się,
znaczy to, że ma jeszcze inne wzorce do przepracowania, ale to już
nie twoja sprawa, nie twój interes.
Jeśli taki człowiek nadal będzie
grał rolę „złego”- nie bierz już udziału w tej sztuce,
odejdź.
Ty wykonałaś już swą pracę i z
pewnością sytuacja, od której chciałaś się uwolnić, w twoim
życiu nie powtórzy się.
Inaczej będziesz teraz patrzyła na
życie, dostrzeżesz inne wartości.
Zrozumiesz swoje prawo do szczęścia,
radości, tworzenia własnej wizji.
Czasami, aby nastąpił proces
całkowitego uwolnienia nieprawidłowego wzorca konieczne jest
zajrzenie do poprzednich wcieleń. Wyjątkowo traumatyczne
doświadczenia trudno jest uwolnić samemu. Wówczas potrzebny jest
regres. Metoda, dzięki której można bezpiecznie, pod opieką
Duchowych Przewodników zobaczyć źródło problemu i dokonać
uwolnienia. Jednak i tu potrzebne jest wybaczenie. Wybaczenie, czyli
zrozumienie.
Pamiętajmy jeszcze o jednym, nasza
złość, nienawiść, czy jakiekolwiek negatywne uczucie uderza
przede wszystkim w nas, nie tylko powodując choroby (czasami
ciężkie), zatruwając nam życie, ale również zagnieżdża się w
ciele emocjonalnym powodując obciążenie na następne wcielenia.
Oto, dlaczego warto wybaczać.
Gdy zrozumiesz, czym jest wybaczenie i
oczyścisz się, wybaczając, dopiero wówczas jesteś gotowy na
dalszą drogę, miejsce zostało zrobione, dopiero teraz możesz
przyjąć do swych ciał światło, które wzniesie Cię na wyżyny
miłości.
JESTEM ŚWIATŁEM I MIŁOŚCIĄ – to
następny etap Twojego życia






